Saturday, July 2, 2011

Słuszność i Polskość


Data publikacji posta jest datą publikacji na Mania Variosa

Temat gruby, temat trudny i brutalnie współczesny.

Czytam od jakiegoś czasu Tekę 22-23 Pressji. Wydawnictwo na naprawdę przyzwoitym poziomie; szczerze polecam niezależnie od preferencji politycznych. Mimo bycia delikatnie prawoskrętnym pismo zachowuje godny pochwały dystans i unika zacietrzewienia charakterystycznego dla wielu periodyków z obu osi politycznego spektrum. Jednocześnie unika problemu innych periodyków pozbawionych zacietrzewienia, to jest: potrafi stawiać mocne i wyraziste tezy.

Przyzwoity język, przyzwoity poziom dyskusji i często akademicki poziom etyki myślenia i wyrażania myśli sprawiają, że mimo, że z kilkoma tezami Krakusów się nie zgadzam, to będę intensywnie działał w intencji zdobycia pozostałych numerów, szczególnie najświeższego - teka 24 nosi kontrowersyjny tytuł "zabiliśmy proroka", a jej myślą przewodnią jest sensowna obserwacja, że z przesłania JP2 ostały się nam jeno kremówki wadowickie i kilka anegdot, jaki to dobry człowiek był, mało pił a przy tym odznaczał się poczuciem humoru mimo stanu kapłańskiego.

Dygresja promocyjna na bok. Co widać na załączonym obrazku - tytuł teki brzmi "Polska ejdetyczna". Pytanie o naturę polskości (co naturalnie łączy się z wątkami o naturze narodu) przewija się przez sporą część pisma. Zaciekawiło mnie jednakże, że nie pada pytanie "a jakiego Polaka byśmy chcieli?". Pytania "czym Polak jest", "czym jest polskość" są, oczywiście, ważne - sądzę też (aczkolwiek wymaga to ode mnie powzięcia pewnych założeń przy odpowiedzi na drugie z wymienionych pytań), że warto zadawać pytanie "czym Polak powinien być i do czego dążyć". Jeżeli potraktujemy Polaka i polskość jako abstrakcyjne (a zatem kowalne) konstrukty, to z miejsca nasuwa się przypuszczenie, że na kształt tego konstruktu - na kształt wyobrażeń o Polaku - możemy wpływać,  co ostatecznie ma wpływ na charakter wspólnoty opartej o polskość.

Nie mam, rzecz jasna, na myśli dość prymitywnych manipulacji widocznych na rodzimej arenie politycznej. Mam na myśli zadanie pytania o stworzenie dla Polaka narracji, wytyczania mu kierunku. To pomysł mało współczesny, skażony (albo, jak kto woli - ubogacony) charakterystyczną dla XIX wieku arogancją wypaloną w połowie wieku ubiegłego, przejawiającą się przekonaniem o wszechmocy człowieka; sądzę jednak, że współcześni intelektualiści tej arogancji mają trochę za mało. Ciężko mi wskazać współczesnego intelektualistę, który miałby tupet proponować jawne tworzenie nowej myśli przewodniej, a który jednocześnie nie byłby fanatykiem lub nieszczęsnym obłąkańcem - pozostali z kolei albo zachowują bierność ograniczając się do zwykłych obserwacji, albo odgrzewają skazane na porażkę intelektualne kotlety o charakterze regresywnym. Pierwsi rzadko kiedy rozciągają swoje wpływy poza kręgi akademickie, drugich nikt już prawie nie chce słuchać.

Jako że jesteśmy, zarówno jako Zachód jak i jako Polska w okresie tożsamościowej transformacji warto zadać sobie takie pytanie: czym chcemy, by Polak się stał, jaka droga rozwoju czy przemian będzie dla niego słuszna. W jaki sposób ma czerpać z tradycji i jak ma na niej budować, a jak wartościować wpływy obcych kultur?  Do czego powinien dążyć, jakie stawiać sobie cele? Co jest telosem polskości i Polaka? Czy rzeczywiście słuszny jest swobodny dryf, w który popadliśmy? Co jeżeli jedyne, do czego doprowadzi, to do dekadencji w rozkapryszonym materializmie?

A może w ogóle Polak powinien przestać być Polakiem - może taka droga byłaby dla niego słuszna, słuszna byłaby zupełnie inna tożsamość o innej nazwie i innych składowych. Nie bójmy się szermować słusznością, bo i jasne jest, że rozpatrywanie takich słuszności w kategoriach rzeczywiście obiektywnych nie ma racji bytu. Być może jest tak, że w bezkrólewiu potrzebujemy właśnie agonu, który wytworzyłby się w wyniku starcia rozmaitych słuszności o różnych siłach - tymczasem nawet skrajne opcje polityczne jedyne co robią, to pieją na grzędzie; nawet one nie przypisują sobie w intelektualnie konfrontacyjny sposób słuszności i cieszą się dryfowaniem w swoich ciepłych kurwidołkach. Co za czasy, jeżeli nawet komuniści czy faszyści nie próbują mnie przekonać o swojej słuszności. Kiedy widzę jakieś ulotki czy witryny internetowe nie widzę argumentów, nie widzę próby perswazji - jedyne co widzę, to grupę ludzi, która mogłaby mnie interesować jedynie wtedy, gdybym już do niej należał. Tak to wszyscy w samozadowoleniu siedzimy rozdzieleni od siebie, a ja chciałbym solidnego kotła.

W ramach choćby ćwiczenia intelektualnego zadajmy sobie pytanie: jaki jest cel Polaka, gdzie jest jedynka, do której ma wiecznie (wieczność rozumiana wygodnie, oczywiście) dążyć. Myślę o tym od dwóch dni, i chociaż do żadnej sensownej konkluzji nie doszedłem (bo i ciężkie to zadanie) to sądzę jednak, że gdzieś dojdę - bo dopóki wierzyć w słuszność dopóty istnieją rzeczy słuszne.