Sunday, September 11, 2011

Gazeta Polska - Codziennie

Niedawno spore poruszenie wywołała kampania marketingowa wyżej wymienionego tytułu. Pozytywny PR wokół debiutu GPC wytworzono spotem reklamowym, który życzliwie można nazwać kontrowersyjnym, mniej życzliwie - podpadającym pod niebezpieczne oszczerstwo. Zabawa luźnymi skojarzeniami słów "Smoleńsk", "Morderstwo", "Rząd" musiała doprowadzić do odmowy emisji przez wszystkie stacje telewizyjne, które otrzymały ofertę; odmowa emisji z kolei oznaczała naturalny wzrost zainteresowania spotem i otworzyła furtkę do kreowania retoryki "pisma walczącego z cenzurą".

Wedle decydentów pisma oczywiście nie chodzi o prowokacyjność spotu a o to, że władze kraju trzymają łapę na mediach - i publicznych, i prywatnych. Zaobserwowanie użycia takiej techniki pozwala wyłonić pierwszy filar pisma - czy też grupy docelowej - specyficzny dla części rodzimej prawicy: widzimy konsolidację czytelników (i wyborców) poprzez kreślenie wizji oblężonego bastionu, jednej z ostatnich ostoi wolności, prawości i wiary trwającej w walce z rzeczywistością kontrolowaną przez wrogie siły i układy.

Okładka numeru pierwszego
Nie załapałem się, niestety, na pierwszy numer, którego cover story przedstawiało historię o charakterze kryminalnym z Komorowskim w roli głównej. Prezydent miał wpakować do więzienia człowieka posiadającego nań 'kwity'. Drugi numer, jak się miało okazać, też nie był pozbawiony atrakcji. Z pewnym zażenowaniem skierowałem się do kiosku i poprosiłem o nowy egzemplarz GPC. Kioskarka z miejsca się ożywiła, zaproponowała mi inny tytuł "do kompletu". Bezmyślnie zamiast "Nie, dziękuję" odpowiedziałem: "Rozumiem."

Co mamy na szesnastu stronach składających się na numer drugi? Pierwsze, co przykuwa moją uwagę, to nie cover story, ale artykuł wyróżniony na górze strony. Tytuł brzmi "Bufetowa daje Hiszpanom, a dzieci bez basenu" i dobrze oddaje tabloidowy charakter czasopisma. Mniejsza już o treść, coś tam ze szkółką piłkarską Barcelony otwartą w Warszawie, że kosztuje to kupę pieniędzy, korzyści niewielkie a miasto wymawia się od przekazania środków na jakąś pływalnię. Chodzi o to, żeby czytając artykuł czerpać niezdrową radość z wyobrażenia, jak to prezydent M. St. Warszawy frymarczy swoim bufetowym ciałem i bufetowo oddaje się niedomytym Hiszpanom.

Efektownych tytułów na okładce z całą pewnością nie brakuje - poza Bufetową, która daje Hiszpanom czytamy jeszcze: "Niemcy Biorą Grecję", "Krach Europy, Złotówka Nad Przepaścią", "[Jarosław Kaczyński mówi, że] Brat Wiedział, Że Go Śledzili". Mamy więc paranoję postsmoleńską, paranoję antyniemiecką i paranoję ogólną. Tabloidy uwielbiają grać na strachu czytelników, apokaliptycznych wizjach; ten konkretny tabloid wyróżnia się tym, że upadek społeczeństwa, kraju i inne miłe rzeczy serwuje w sosie prawicowym.

Sprawdźmy dokładnie jak smakuje ten prawicowy sos stołowy. Pierwsza i przykra konstatacja: w piśmie nie znajdziemy nigdzie kobiecych piersi. Najbliższe piersiom są znajdujące się na stronie szóstej pisma kobiece pośladki w kabaretkach towarzyszące moralizatorskiemu artykułowi pt. "Wirus Bunga-Bunga". Znajdziemy za to kiepską poezję - strona druga cieszy nas wierszykiem Marcina Wolskiego, w którym niedoszły poeta hohożartobliwie życzy Adamkowi zwycięstwa z Kliczką; mistrzowsko walkę bokserską przenosi w świat polskiej polityki i dodaje szpilę skierowaną w wymienionego z imienia premiera RP. Na każdej stronie właściwej (tj. zawierającej treści autorskie a nie, np. program telewizyjny) znajdziemy coś, co jest albo przeciwko Platformie (konkretniej Tuskowi z gabinetem), albo chwalące PiS.

Oblężona część prawicy potrafi się także dobrze bawić, zachowując przy tym należytą klasę. Na stronie piętnastej ubawi nas kolumienka Jana Pietrzaka. Błyskotliwy satyryk zaczyna hasłem: "Dziś Tuskalia!" i oferuje siedem znakomitych dowcipów politycznych. Pozwolę sobie przytoczyć jeden z nich:

- Dlaczego w Polsce codziennie nawałnice, wichury, tajfuny?
- To Donald Tusk, wzorem Chucka Norrisa, trenuje kopy z półobrotu. 

Nie ma sensu chyba dłużej się na temat GPC rozwodzić. Popełnię jeszcze jeden akapit odnośnie "twardych" treści pisma: na stronie ósmej mamy artykuł o historii Tomasza Kaczmarka - słynnego "agenta Tomka". Autor zaczyna od słów:


[...]Próbowałem policzyć artykuły o nim w "Gazecie Wyborczej" - doszedłem do 30, a jest ich znacznie więcej[...]Teksty GW mogą zresztą służyć jako szkolny przykład dziennikarskiej manipulacji. Wystarczy zauważyć, że o przestępcach, których on rozpracowywał, pisze się tam jako o "ofiarach Agenta Tomka".


Jak można było się domyślić autor - wytrawny tropiciel manipulacji w mediach - z lekkością dostępną tylko znawcom tematu pisze o Agencie Tomku wyłącznie jako o "ofierze medialnego linczu", którego to linczu przyczyn nie próbuje nawet choć przez chwilę opisać bezstronnie.

Jeżeli miałbym podsumować GPC, to sądzę, że niezależnie od preferencji politycznych człowiek rozsądny w tym piśmie zupełnie nie ma czego szukać. Jak pisałem, nie ma nawet kształtnych kobiecych piersi, które mogą ewentualnie zachęcić do kupna jakiegoś numeru "Faktu" czy "SE". Jedyny potencjalny pozytyw, jaki w tytule widzę, to że może odciąży nieco Rzepę od tych bardziej schorowanych czytelników; może nawet podkradnie "Rzepie" Ziemkiewicza. Gdyby stało się to drugie znacznie przyjemniej byłoby mi czytać "Rzepę" i kto wie, może kupiłbym w ramach podziękowania jeszcze jeden numer GPC. W końcu Ziemkiewicz wart jest 1,80 zł.

2 comments:

  1. Co do Gazety Polskiej Codziennie, to nawet nie chcę mi się komentować. A dlaczego? A dlatego, że mi wystarczy samo określenie "tabloid polityczny".


    A powiedz mi drogi Tomaszu, dlaczego tak bardzo nie lubisz Ziemkiewicza?

    ReplyDelete
  2. Na to się składa wiele czynników. Na pewno jednym z najważniejszych jest to, że bardzo rzadko zdarza mi się z nim zgodzić w jakiejkolwiek sprawie. Do tego dochodzi fakt, że przez jego wszystkie teksty przebija się jakiś taki cyniczny, zadowolony z siebie uśmieszek. Do tego to, że w ciągu ostatnich kilku tygodni miałem okazję ciągle natykać się na jego teksty albo około Rzepy, albo Frondy.

    Nie widzę zbyt wielkiej różnicy jeżeli chodzi o poziom publicystyki między Ziemkiewiczem a Hołdysem, którego też nie trawię. Ziemkiewicz jest, oczywiście, warsztatowo i intelektualnie lepszy, ale obaj pozwalają sobie na dość niesmaczne wycieczki osobiste. Gdybym był publicystą z nazwiskiem znanym na cały kraj na pewno nigdy nie pozwoliłbym sobie na nazwanie takiego Nergala między innymi "pajacem" (jak to zrobił ostatnio Ziemek) albo wypisywania czy wygadywania wulgaryzmów pod adresem Kaczyńskiego (jak to ma w zwyczaju Hołdys). W nosie mam Nergala, Kaczyńskiego nie lubię, ale takie zagrywki są po prostu poniżej pasa. Nawet teraz, mimo, że jestem zupełnie nieznany unikam wycieczek osobistych; niczemu nie służą poza prymitywną afirmacją sympatii i antypatii swoich czytelników. Przeszkadzają za to w osiąganiu jakiegokolwiek porozumienia. Ja chciałbym, żeby publicysta przekonał mnie do tego, że ten czy ów jest pajacem - a nie żeby mnie po prostu o tym informował oczekując, że mu wesoło przyklasnę.

    ReplyDelete