Monday, November 7, 2011

Dlaczego 11 listopada zostanę w domu?

Fot. PAP. Źródło: polskalokalna.pl 
Rok temu zdarzyło mi się trafić na Plac Zamkowy. Byłem po stronie antyfaszystowskiej i doświadczenie zaliczam do ciekawych, ale zarazem dość dziwnych. Po głowie pląta mi się kilka wspomnień. Grupa starszych kombatantów z patriotycznymi transparentami, która chciała przejść przez blokadę na 'drugą stronę' i nie mogła, i do której kilka młodych osób z zapałem wrzeszczało "nie przejdziecie!", jakby nagle w tych zasuszonych staruszkach, którzy kilkadziesiąt lat temu tracili na wojnie bliskich zmaterializował się ciągle oczekiwany Wróg. Hałas produkowany przez męczone z całych sił gwizdki i gardła; dziwny niepokój utrzymujący się w powietrzu spowodowany tym, że - mimo, że stałem przy samym początku blokady, nieopodal 'pasiaków' Krytyki Politycznej i policyjnego kordonu - Wroga nie sposób było dojrzeć; wreszcie pomieszania, bo z jednej strony widziałem tam szczerych, młodych ludzi chcących zamanifestować swoje umiłowanie pokoju, wolności i równości, z drugiej - umundurowanych (czytaj - zakapturzonych, z chustami na twarzy) antifowców w glanach, którzy ponurymi spojrzeniami lustrowali, czy przypadkiem kogoś z okolicznych nie wypadałoby obić, z trzeciej - tępe doktrynerskie twarze, które bardzo usiłowały w całej sytuacji odnaleźć coś, czego w niej nigdy nie było i kogoś, na kogo mogłyby pokrzyczeć. Podniecone krzyki: "idą przez kościół!", "nie, jednak nie idą!", "próbują się przebić!", "policja coś robi", "coś się dzieje!". Wreszcie delikatny lęk, że w tym całym tłoku i całym zamieszaniu ktoś rzuci kamieniem, ktoś gdzieś zacznie bijatykę - i rozpęta się piekło, w którego środku będę ja.

Ogólnie jednak było to dość emocjonujące i na swój sposób fajne, tyle, że nie czułem się jak obywatel czy jak młody aktywista, a jak kibic piłki nożnej. Oto znaleźliśmy się na stadionie w wyobrażonym konflikcie; jedna strona chce dokopać drugiej, a przyczyny potrzeby dokopania są totalnie arbitralne. Bo też i czułem, że cała 'mobilizacja przeciw faszystom' to w gruncie rzeczy wyraz konfliktu urojonego: faszyści, których rozumiemy jako agresywnych i groźnych dla społeczeństwa fanów Adolfa Hitlera to fantazmat. W praktyce mamy do czynienia z bazgrającym po ścianach marginesem, który nie stanowi żadnej siły społecznej, nie przedstawia żadnego trendu; jest ledwie popłuczynami historycznego procesu, który dawno już się zakończył, którego blask dawno już przebrzmiał. W tym wszystkim konflikt "faszystów" czy "nazioli" z "komunistami" z Antify wyjątkowo ładnie wpasowuje się w konwencję konfliktu na gruncie piłkarskim. Obu tym grupom dodaje adrenaliny wyimaginowany konflikt, który uważają za 'polityczny'. Nie jest polityczny - przeważająca większość ludzi ma całkowicie w nosie poglądy i jednej i drugiej strony, a w mainstreamie politycznym nie ma miejsca ani dla jednych, ani dla drugich. Ostrożnie stawiałbym nawet, że większe emocje w sferze publicznej wywoła derby Legii z Polonią niż derby "fy" i "antify".

Takie wyimaginowane konflikty są czymś naturalnym i potrzebnym, szczególnie w czasach, kiedy nie ma za bardzo konfliktu rzeczywistego. Służą rozładowywaniu społecznych napięć w sposób, który społeczeństwa nie rozsadza od środka. Ci, których świerzbią ręce zawsze znajdą pretekst, żeby sobie nawzajem dać po twarzach; w sposób, który być może kiedyś będzie się dało zmatematyzować organizują się w przeciwstawne sobie obozy i toczą swoją grę. Problem widzę w tym, że blokada próbuje robić z tej gry problem społeczny i zmusza ludzi do radykalizacji. Osoba skłaniająca się ku postawom patriotyczno-konserwatywnym radykalizuje się, gdy pod nos podtyka się jej transparent informujący ją, że jest faszystą, naziolem, fiutem i ludzką kreaturą. Analogicznie człowiekowi lewicującemu wzrośnie ciśnienie i wytworzą się resentymenty, gdy zacznie słyszeć, że jest pedałem, komuchem, zdrajcą i karakanem. Tak to mam przekonanie, że te blokady jedyne czemu służą, to narastaniu napięć, nie rozładowywaniu ich - i o ile w zeszłym roku obyło się bez rozlewu krwi czy poważnych zamieszek, to z każdą kolejną blokadą rośnie szansa na to, że ktoś komuś przypieprzy. A jak ktoś komuś przypieprzy, to nie ma odwrotu - pojawia się poczucie krzywdy, żądza odwetu, narasta brak zrozumienia, rosną mury.

Z łatwością sobie wyobrażam, że gdybym był sympatykiem 'drugiej strony', to pojawiałbym się na marszu co roku. Z roku na rok coraz bardziej nienawidziłbym też 'lewaka', który odmawia mi prawa do bycia tym, kim jestem, który mnie nie próbuje nawet przekonać a zatyka mi usta, nie traktuje jak równego sobie tylko jak gorszego, człowieka drugiej kategorii. Brzmi znajomo? Powinno, dla każdego, kto choć raz ujął się w myśli, słowie lub czynie za gejami, innowiercami czy czarnoskórymi.

Większość ludzi po obu stronach barykady, jestem przekonany, to ludzie dość rozsądni, którzy w normalnych okolicznościach wcale nie muszą skakać sobie do gardeł. W takim układzie jednak będą się nawzajem radykalizować, aż w końcu z pokojowych blokad zrobimy sobie tradycję rokrocznej rozpierduchy w centrum stolicy; rozpierduchy, która nie ma sensu, nigdy go nie miała i mieć nie będzie, bo walka toczy się o język i o hasła, które od lat są przebrzmiałe. W dodatku walka ta jest toczona w sposób z gruntu nieprawidłowy i antydemokratyczny. Nie ma co się oszukiwać, że 'druga strona' to wyłącznie skinheadzi, którzy w wolnych chwilach wybijają nielubianym ludziom zęby, a nawet gdyby tak było - co ma właściwie symbolicznie wyrażać wykluczanie tych ludzi z przestrzeni publicznej? Czy nie lepiej byłoby dać im przejść i ustawić się na chodnikach obok nich, 'czarne koszule' obśmiać, na Boga, nawet podrzucić im kilka zgniłych jaj? Pokazać, że jest nas więcej, że choćby i obeszli cały świat to i tak nie mają ani racji, ani poparcia? Co wreszcie oznacza słowo "tolerancja", kiedy słowem tym firmujemy blokadę uniemożliwiającą komuś, nawet najbardziej nielubianemu, pokojowej manifestacji?

Przypomnijmy sobie to, co działo się 'pod krzyżem'. Czy to, że 'antykrzyżowców' było znacznie, znacznie więcej nie było mocniejszym przekazem, niż hipotetyczna sytuacja, w której broniących krzyża by się przepędziło, a krzyż tłumnie zdemontowało? Swoiste zwycięstwo było jasne mimo, że nikt nikogo ostatecznie nie przegnał; agresywne przejęcie krzyża, z kolei, wywołałoby obrzydliwy ferment na długie lata, a całe zamieszanie stałoby się bardzo wstydliwą częścią naszej wspólnej historii.

Czy po to się burzymy kiedy paradę równości usiłuje się blokować, żeby potem samemu blokować parady nierówności? Zdaje mi się, że nie - przynajmniej ja na pewno nie. Swoją tożsamość ma prawo manifestować, dopóki jest to manifestacja pokojowa i trzyma się haseł na pewnym poziomie tak homoseksualista, jak i homofob, tak radykalna lewica, jak radykalna prawica - wszystko to są przecież mniejszości. Przy tym manifestacja ma służyć pokazaniu się i facylitacji dyskusji; jeżeli ktoś przy manifestacji łamie prawo, to pałować go ma policja, nie my. Do tego policja służy. Co jest naszym przywilejem i obowiązkiem, to nękanie sądów o łamiące prawo transparenty czy zachowania, pisanie artykułów, notek blogowych, rozmowa o tym w mniejszych lub szerszych gronach. Będziemy blokować i tłamsić, to ani się obejrzymy, a z ręki zniknie megafon czy transparent a znajdzie się w niej sztacheta, kij - po latach może i nóż czy broń palna. Ja do nikogo nie chcę strzelać i nie chcę przez nikogo być ugodzony nożem.

Tak to najpewniej zostaję w domu; jeżeli pojawię się w okolicy, to na bezpiecznych odległościach żeby obserwować rozwój sytuacji. To, co napisałem powyżej chciałbym przedłożyć innym pod rozwagę. Nie stańmy się tym, czego nie znosimy - ludźmi, którzy z racji różnicy poglądów czy tożsamości odmawiają innym tych samych praw.

2 comments:

  1. Dzisiaj krótki komentarz.

    Nigdy nie byłem na tego typu manifestacji, bo daleko mi do skrajności prezentowanej przez ONR, czy nawet MW. W tym roku pojawię się jednak na Marszu Niepodległości. Dlaczego? Może trochę z przekory, ale jak widzę niesamowitą kampanię "antyfaszystowską" we wszelkiego rodzaju mediach to coś się we mnie burzy. Dziś faszystą nazywana jest każda osoba o poglądach prawicowych!
    Dlatego zamierzam się pojawić.

    W zeszłym roku, to osoby blokujące marsz bliższe były faszyzmowi. Przynajmniej ich czyny na to wskazywały.

    Zaczynają mi się podobać Pana przekonania, choć się z nimi nie zgadzam. Nie ma w tym momencie w Polsce lewicy, która głosi przekonania podobne do Pańskich. Lewica którą widać w mediach uważa, że tolerancja to respektowanie poglądów innych, którzy mają takie same poglądy. Gdy coś się im nie podoba, momentalnie zapominają o wzniosłych hasłach.

    ReplyDelete
  2. Dobrze, że nie poszedłeś:

    Niemieccy bojówkarze, którzy jak informowała "Rzeczpospolita", szykowali się by wziąć udział w organizowanej przez polskie środowiska lewicowe i anarchistyczne blokadzie Marszu Niepodległości, do Warszawy przyjechali ośmioma autokarami. Ubrani na czarno i uzbrojeni w pałki najpierw zaatakowali członków grupy rekonstrukcji historycznej, przebranych za wojska napoleońskie. Według naocznych świadków "antyfaszyści" wzięli ich za narodowców.

    ReplyDelete