Tuesday, October 18, 2011

Odpowiedź na komentarz; skrócony manifest ideowy

Poświęcę tę notkę na udzielenie odpowiedzi na przytoczony poniżej komentarz, a ponieważ wchodzimy tu na grunt światopoglądu - przy okazji posłuży ta notka za swojego rodzaju manifest ideowy.


Żeby wyrazić swoją ideowość w sposób wystarczający potrzebowałbym przestrzeni, której blog nie może w żaden sposób dostarczyć. Nie jest to przekonanie przejawem pychy; sądzę, że zdecydowana większość osób zorientowanych politycznie lub filozoficznie doskonale zrozumie, co mam na myśli. Klikam w "publikuj" z bólem i wstydem.


Pozwolę sobie dla porządku podzielić oryginalny komentarz; wchodzi na różne tematy i czytelniej będzie, jeżeli udzielę odpowiedzi na konkretne akapity. Fragmenty komentarza oznaczyłem kolorową czcionką.


Jak można być w dzisiejszych czasach lewicowcem?
Jakie wartości to ze sobą niesie? Bo jak dla mnie żadne.


Zależy, jak rozumieć lewicowość. Problemem jest rzeczywiście fakt, że nikt nie troszczy się o to, żeby należycie zdefiniować "lewicę" i "prawicę", istnieje chaos pojęciowy. Z pewnym zakłopotaniem przyznaję, że przy popełnianiu skrótów myślowych sam się do niego dokładam. Popularnie nazywa się Palikota "lewicą", mimo, że w kwestiach gospodarczych zajmuje często liberalne stanowisko (np. płatne uczelnie, kwestie podatkowe). Tą samą plakietką obdarowuje się SLD, które takich rzeczy nigdy nie postulowało i postulować nie będzie. Podobne zamieszanie jest z "prawicą" - PiS to prawica, bo kojarzy się z kościołem i kwestiami narodowymi. Jednocześnie w kwestiach gospodarczych - co zresztą jest zgodne z ekonomiczną myślą Kościoła - PiS proponuje wiele rozwiązań "lewicowych". Zarazem mamy też JKM (lub "nową prawicę"), który to JKM, w telegraficznym skrócie, socjal proponuje zlikwidować a rolę państwa w życiu obywateli zredukować do minimum - de facto do kwestii bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego.



Sam czasami nazywam się "lewicowcem", chociaż tyle warta jest ta łatka, co nic. Jednak nie zawsze mam czas na to, żeby komuś pracowicie wyłuszczać swoje poglądy, a jeżeli powiem, że "nie da się mnie zaszufladkować" wyjdę na pretensjonalnego głupka. Z łatek "prawicowca" i "lewicowca" i stereotypów które się z tymi łatkami wiążą bliżej mi do lewicowca, więc zgrzytając zębami akceptuję. To zło konieczne.


Jak jest naprawdę? Ekonomicznie jestem gdzieś pomiędzy zwolennikiem ostrego interwencjonizmu a ordoliberalizmu. Niewidzialną rękę rynku traktuję jako sympatyczny konstrukt, ale sądzę też, że jeżeli nie silne państwo będzie interweniować, to zrobi to ktoś inny - na przykład korporacje i wielki biznes posiadający taką ilość kapitału, żeby móc na rynku rozdawać karty, a też i generować popyt i zasadniczo ingerować w potrzeby i wartości wyznawane w społeczeństwie. Jeżeli mam do wyboru silne - demokratyczne - państwo albo silny wielki biznes, to wolę państwo, bo może kierować się innymi kryteriami, niż zysk. Biznes z kolei w swoją naturę ma wpisane dążenie do rozrostu, konsolidacji i pomnażania kapitału. Naturalnym jest, że pieniądze dają władzę, ale sądzę, że do patologii doprowadza sytuacja, w której poprzez pieniądze osiągamy władzę po to, żeby robić jeszcze więcej pieniędzy. To błędne koło które sprawia, że wszystko przestaje funkcjonować - najpierw wolny rynek, potem społeczeństwo. Zostaje tylko żarło, kabona i stado świń.


Politycznie wierzę w dydaktyczną rolę państwa i zarazem wierzę w obywatelstwo. To czyniłoby mnie czymś pokroju republikanina, ale i wobec tej łatki jestem bardzo ostrożny. Generalnie sądzę, że państwo ma nauczać obywateli i starać się zapewnić im możliwie najlepsze warunki bytowania, za co obywatele mają chcieć działać na korzyść innych obywateli i samego państwa - czy wręcz to w pewnym sensie ich obowiązek. To się przekłada na wiarę w różne idee rozumiane jako typowo lewicowe, jak właśnie choćby solidarność, a też i partycypację. Nie akceptuję za bardzo współczesnego indywidualizmu, który postrzegam jako niszczący, marnujący ludzki potencjał. Życie człowieka, którego jedyną ambicją jest zarabianie pieniędzy po to, żeby je przejeść i obejrzeć kolejny meczyk swojego ulubionego klubu uważam, krótko mówiąc, za klasycznie idiotyczne i bezsensowne. Nie chodzi mi o to, by każdy był mężem stanu, ale by był wrażliwy i chciał działać na rzecz innych ludzi. Też i tych, których w ogóle nie zna. To może mieć różne przejawy - od zbudowania domku dla ptaków, po wymalowanie swojej klatki schodowej farbami, które zostały po remoncie, przez prowadzenie bloga, którego nikt nie czyta, kończąc na działalności politycznej. Nie podoba mi się wizja świata, w którym każdy sobie rzepkę skrobie, a jedynym celem skrobania rzepki jest jej zjedzenie. Taki świat prowadzi, sądzę, do upadku demokracji i wolności, a może i do upadku człowieczeństwa jako takiego.


Solidarność? Jeśli ma polegać na tym, że moje pieniądze mają być oddawane tym, którym się nie chce robić, lub aparatowi biurokratycznemu (lewicowość = więcej państwa, urzędników itp.) to odechce mi się pracować, więc nie będzie mi co zabierać. 

Solidarność w tym kontekście na tym polega, nie owijając w bawełnę, że bogatsi płacą za biedniejszych. Ciężko tutaj się spierać, bo to po prostu różnica w hierarchiach wartości; tu możemy się co najwyżej trochę pokłócić. Ja uważam redystrybucję dóbr poprzez nieliniowy podatek czy pracę nad socjalem za rzecz wręcz konieczną. Proponuję, żebyśmy tu po prostu zgodzili się, że się nie zgadzamy.

Obyczajowa? No to mamy już kraje zachodu. Jak komuś się nie podoba w "zaściankowej" i katolickiej Polsce to droga wolna. Ja jako katolik nie mam możliwości wyjazdu do katolickiego kraju, bo takiego faktycznie nie ma. Może to zły argument, bo masz prawo do życia w tym kraju w którym się urodziłeś i masz prawo dążyć do zmian rzeczy, które Ci się w nim nie podobają.

Co rozluźnienie obyczajowe i odejście od tradycji widać także po krajach zachodu. Mówi się o wychowaniu seksualnym. W kraju w którym jest go dużo (Anglia, a może i cała GB) odsetek małoletnich ciąż jest większy niż w Polsce. Jeśli to ma do tego prowadzić to brawo, tylko że to samo można osiągnąć nie dając większego prawa do aborcji, czego chcą lewicowy. 


Wychowanie seksualne czy krzyż na ścianach to dla mnie kwestie mało istotne. Jeżeli chodzi o to pierwsze, to nie mam nic przeciwko, ale jednocześnie widzę, że pogląd jakoby WS miało w cudowny sposób dokształcić młodzież co do poprawności zachowań jest zwyczajnie głupi. To przydatna i ważna wiedza, ale wychować dzieci mogą tak naprawdę jedynie rodzice. Warto skupić się nad tym, dlaczego tego coraz częściej - i w Polsce i na zachodzie - nie robią.


Co do kwestii aborcyjnych, to pan widzi tępego młokosa co to się nie zabezpieczył, ja widzę zgwałconą kobietę lub ludzi, którym przytrafił się wypadek. Wypadki chodzą po ludziach i dobrze jest mieć możliwość wyjścia z takiej sytuacji. 


Nie sprowadzajmy potencjalnej liberalizacji prawa aborcyjnego do wizji państwa, w którym aborcja jest traktowana beznamiętnie. Są różne sposoby na obostrzenie dostępu do aborcji tak, by każdy się dwa razy zastanowił zanim po nią sięgnie. Gdyby istniała rzeczywista publiczna debata na ten temat, to pewnie już dawno byśmy takie koncepcje znali, różne pomysły by krążyły - ale debaty nie ma. Politycy boją się tematu jak ognia, a publicyści wolą piętnować siebie nawzajem za taki czy inny stosunek do sprawy.


Akademicy - no właśnie, co z akademikami? Ja nie wiem, przypuszczam, że pan też nie wie. Przypuszczam, że było opublikowanych wiele prac na ten temat, przypuszczam również, że przechodzą totalnie bez echa podobnie jak olbrzymia większość pozostałych tworów akademii, co jest w dużej mierze winą samej akademii.


Ogólnie dla mnie lewicowość polega na braku odpowiedzialności za swoje błędne wybory i działania.
Wybrałeś złe studia po których nie ma pracy? Najłatwiej winić Państwo i zły kapitalizm! No i żądać pracy.
Zaciągnąłeś kredyt i nie masz go za co spłacać? Bo to złe i złodziejskie banki! A że ty byłeś głupi? Nie ważne.
Zaszłaś w niechcianą ciążę? Dawać prawo do aborcji! A że nie chciało się użyć gumki, tabletek itp.? 


Trochę zbyt jednostronne to spojrzenie. Mogę równie dobrze powiedzieć: prawicowość ogólnie dla mnie polega na braku odpowiedzialności za innych. Masz kupę kasy a sparaliżowany sąsiad głoduje? Niech się pieprzy i zdycha, niech jego żona haruje jak wół na niego i na siebie! Dzieciak z patologicznej rodziny ma problemy psychiczne? Co mnie to obchodzi, jak się nie będzie zachowywał to wsadzą go do pierdla i po krzyku! 



Nie tędy droga. Ludzie z różnych przyczyn znajdują się w złej sytuacji. Trzeba im pomóc, bo czasami sami sobie nie potrafią pomóc. Pewnie, że problemem jest nadużywanie cudzej szczodrości, ale to kwestia braku wychowania obywatelskiego i podejścia do państwa i socjalu jako dojnej krowy, dobra niczyjego - a to da się na pewno zmienić, tyle, że nikt jakoś nie próbuje. 
Co do złych studiów, złej pracy - pan, zdaje się, sądzi, że człowiek podejmuje racjonalne decyzje. Ja sądzę, że człowiek podejmuje decyzje na podstawie tych danych, które są mu aktualnie dostępne, a prawda jest taka, że większość licealistów nie ma pojęcia jak wygląda rynek pracy, nie ma pojęcia co chce studiować a jednocześnie wpaja się im, że "tylko po studiach dostaną robotę i w ogóle studia to musisz". W dodatku dochodzą do tego jeszcze emocje, no i marzenia, chęci, ideały. Czasami też brak wyobraźni. Może są ludzie, którzy w wieku osiemnastu lat potrafią doskonale zaplanować swoje życie tak, by było nieustającym sukcesem. Są też tacy, którzy tego nie potrafią, powiedziałbym nawet, że stanowią większość. 


Jeżeli ktoś zbłądzi sądzę, że moralnym obowiązkiem jest podać mu rękę, a nie kopnąć w tyłek i powiedzieć "spieprzaj, sam jesteś sobie winny". Swoją drogą, jestem w tym bardzo chrześcijański, nie sądzi pan? Pierwszy raz z ideą, że silniejszy powinien wspierać słabszego zetknąłem się czytając jako maluch "małą Biblię dla dzieci". Dalej, mimo odejścia od kościoła i wiary - co stało się nie za sprawą krytycznego podejścia do kwestii wiary a po prostu jej kryzysu i ostatecznie utraty - uważam Biblię za bardzo mądrą książkę a chrześcijańskie idee za w większości bardzo chwalebne. Zresztą, tutaj też wątek autobiograficzny ma swoją rolę: otóż gdybym nie uzyskał pomocy od innych ludzi i państwowych instytucji kilka lat temu, to teraz zapewne nie odpowiadałbym na pański komentarz, a wesoło wypoczywał w zgoła mniej atrakcyjnej formie kilka metrów pod ziemią. Ciężko w moim położeniu nie być zwolennikiem solidarności.


Nie próbuję tutaj pana przekonać, raczej staram się wyłuszczyć swój punkt wyjścia do dalszych rozważań. Jak pisałem, to różnica światopoglądowa i tę różnicę szanuję. W gruncie rzeczy wszyscy chcemy, żeby było dobrze, inaczej tylko rozumiemy dobro. To różnica z gatunku fundamentalnych, jednocześnie sama w sobie stanowi wartość dodatnią.

Lewicowość prowadzi do poprawności politycznej. Wg tolerancyjnych lewicowców człowiek może mieć różne poglądy, byle były właściwe. Już teraz szykanowani są ludzie, którzy mają inne poglądy niż "powszechnie akceptowalne". Jesteś przeciw zwiększeniu praw dla homoseksualistów? Jesteś homofobem. Powiesz, że we Francji istnieje problem z emigrantami? Uznany zostaniesz za rasistę, nawet jeśli są dowody, że wśród emigrantów wskaźnik przestępczości jest większy.
Powiesz, że masz przekonania prawicowe? Od razu zostaniesz wyzwany od mohera, pisowca i zacofanego debila, nie ważne, że do pisu jest Ci prawie tak samo daleko jak i do Palikota.
itd...

Wczoraj u Tomasza Lisa była rozmowa o krzyżu w sejmie. Jak tak mają wyglądać następne lata w polityce, to mi się słabo robi. To co robili przedstawiciele RPP było po prostu żałosne. Niby Profesor Środa nie dająca nikomu o przeciwnych poglądach dojść do słowa to autorytet lewicowców? Dziwie się, że nikt z widowni nie wrzasnął czegoś w stylu "zamknij mordę i słuchaj!". Biedroń i Leszczyński oprócz wyśmiewania i wysnuwania dziwnych wniosków z wypowiedzi innych także nie mieli nic ciekawego do powiedzenia. 


Z tym pełna zgoda, ale to raczej nie jest inherentna cecha lewicowości a po prostu cecha ludzi zacietrzewionych, czy inaczej - nie potrafiących rozmawiać. Mam mieszane uczucia do Krytyki Politycznej bo zauważam tam to, o czym pan wspomina. Wierzę w dyskusję i wierzę w możliwość osiągnięcia porozumienia, a zarówno ciskanie gromami przez Terlikowskiego jak i cyniczne ciemnogrody różnych lewicowych publicystów jakiekolwiek porozumienie uniemożliwiają - to są dwie strony tego samego medalu. Zwolennik liberalizacji prawa aborcyjnego? Morderca! Zwolennik większych praw dla gejów? Pederasta, zboczeniec, dewiant!



Sądzę, że w kraju powinno być komfortowe miejsce dla wszystkich. I dla gejów, i dla homofobów, dla ksenofili i dla ksenofobów. Grunt, żeby rozmawiać i dać innym się wypowiedzieć. Przestrzegać podstawowych zasad kultury. Tylko w mediach widzę tak chamskie zachowanie; na ulicy ludzie rozumni jakoś potrafią nie skakać sobie do gardeł z epitetami.


Jeżeli chodzi o partię Palikota wychodzę z założenia, że wpływają w korzystny sposób na równowagę sił. Proszę zauważyć, że jeszcze jakiś czas temu tematy homoseksualizmu, transwestytów, feminizmu itd. w ogóle nie były poruszane w mainstreamie - a ci ludzie potrzebują swojej reprezentacji i potrzebują czuć, że ktoś nad nimi w polityce czuwa. W tym Środa i Biedroń spełniają swoje funkcje, a Leszczyński to po prostu człowiek niskich kompetencji intelektualnych i raczej nic ciekawego do powiedzenia nie ma.
Jednocześnie liczę na to, że Palikot po czterech latach się spali, a jego miejsce zajmą inne ugrupowania czy inni posłowie. Innymi słowy: Palikot to klin, który wbił się w scenę polityczną. Po klinie, mam nadzieję, zostanie miejsce na ludzi w konstruktywny sposób reprezentujący swoje mniejszości i w odpowiedzialny sposób (czytaj - powolny i wyważony) liberalizujący obyczajowo kraj. Partia Palikota jest tak skonstruowana, że nie wierzę, by na dłuższą metę mogła być bytem politycznie korzystnym dla kraju.


Kończę pisać z niesmakiem, bo to wszystko strasznie ubogie - ale trudno. I tak wyszedł tasiemiec.

9 comments:

  1. Ponieważ bardzo dobrze czyta mi się Pana przemyślenia, pozwolę sobie odpowiedzieć na odpowiedź:) (niestety będzie chyba w kilku komentarzach, bo ogranicza mnie 4096 znaków)
    Na początek muszę wspomnieć o wątpliwościach dotyczących tego, czy w ogóle powinienem w tak obszerny (niestety bardziej ilościowo, niż jakościowo) sposób komentować Pana wpisy. Skąd wątpliwości? To jest blog, nie forum. A blog przynajmniej w teorii nie powinien służyć "rozmowom". Gdybym ja założył bloga i w nim z Panem dyskutował, to co innego, a forma notka-komentarz może trochę rozbijać Pana pomysł na tę stronę.

    Jeśli taka forma Panu przeszkadza, proszę śmiało pisać, a zaprzestanę działalności w aktualnej rozpisanej formie.

    Może to Pana zaskoczy, ale zgadzam się z Panem prawie we wszystkim. Może nie z przekonaniami, ale z argumentami.


    „Zależy, jak rozumieć lewicowość. Problemem jest rzeczywiście fakt, że nikt nie troszczy się o to, żeby należycie zdefiniować "lewicę" i "prawicę", istnieje chaos pojęciowy. […]”

    Zgadza się. Pojęciami operować trzeba jednak w taki sposób jak to robią inni. Inaczej możemy nie zostać zrozumiani.

    „Sam czasami nazywam się "lewicowcem", chociaż tyle warta jest ta łatka, co nic. Jednak nie zawsze mam czas na to, żeby komuś pracowicie wyłuszczać swoje poglądy, a jeżeli powiem, że "nie da się mnie zaszufladkować" wyjdę na pretensjonalnego głupka. Z łatek "prawicowca" i "lewicowca" i stereotypów które się z tymi łatkami wiążą bliżej mi do lewicowca, więc zgrzytając zębami akceptuję. To zło konieczne.”

    Mnie natomiast można zaszufladkować w prosty sposób. Jestem prawicowcem (w pierwotnym, a nie dzisiejszym uproszczonym rozumieniu). Typowym przedstawicielem opcji konserwatywno-liberalnej (światopogląd-gospodarka).


    „Jak jest naprawdę? Ekonomicznie jestem gdzieś pomiędzy zwolennikiem ostrego interwencjonizmu a ordoliberalizmu. […]”

    Z tym fragmentem mam problem. Nawet już skomentowałem, ale byłbym prawdopodobnie źle zrozumiany, więc skasowałem swój nieskładny wywód i napiszę krótko: wierzę w to, że to popyt generuje podaż, a nie odwrotnie. Rozwinięcie tematu wymagałoby wytłumaczenia twarzą w twarz, lub napisania książki.

    ReplyDelete
  2. „Politycznie wierzę w dydaktyczną rolę państwa i zarazem wierzę w obywatelstwo. To czyniłoby mnie czymś pokroju republikanina, ale i wobec tej łatki jestem bardzo ostrożny. Generalnie sądzę, że państwo ma nauczać obywateli i starać się zapewnić im możliwie najlepsze warunki bytowania, za co obywatele mają chcieć działać na korzyść innych obywateli i samego państwa - czy wręcz to w pewnym sensie ich obowiązek. To się przekłada na wiarę w różne idee rozumiane jako typowo lewicowe, jak właśnie choćby solidarność, a też i partycypację.”

    No i tu się różnimy. Jest jednak coś co nas łączy. Wiara. Wiara w obywatelstwo i w ludzi. Wyciągamy jednak z tego zupełnie inne wnioski. Dydaktyczna rola państwa prowadzi do upośledzenia obywateli. Człowiek zaczyna się uczyć nie tych rzeczy co trzeba. Od małego uczy się, że państwo się nim zajmie i przez to sam się mniej stara i robi się mniej odpowiedzialny. To ja sam mam sobie stworzyć najlepsze warunki bytowania, nie państwo. Gdy państwo ma zapewniać najlepsze warunki, prowadzi to do traktowania społeczeństwa jako zbioru jednakowych jednostek. Państwo nie zna naszych potrzeb, więc traktuje wszystkich tak samo i wszyscy „dostają” to samo.
    Może posłużę się przykładem. Państwo dbając o wykształcenie młodych obywateli kupuje im laptopy (były takie pomysły). Każdy uczeń podstawówki dostaje takowego. Równość szans itp. Jednak co z tego, skoro dzieciak z osady Stara Wieś i tak rzadko chodzi do szkoły, bo nie ma się do niej w co ubrać z powodu braku pralki, lub pralkę ma, lecz nie ma pieniędzy na zakup butów bez dziur w których można chodzić do szkoły gdy pada. No ale ma laptopa! Ten przykład nie jest najlepszy, ale właśnie tak działa państwo podczas „zapewniania możliwie najlepszych warunków bytowania”.

    „Nie akceptuję za bardzo współczesnego indywidualizmu, który postrzegam jako niszczący, marnujący ludzki potencjał. Życie człowieka, którego jedyną ambicją jest zarabianie pieniędzy po to, żeby je przejeść i obejrzeć kolejny meczyk swojego ulubionego klubu uważam, krótko mówiąc, za klasycznie idiotyczne i bezsensowne…”
    Ja nie widzę w tym nic złego. Każdy powinien mieć prawo przeżyć życia jak chce.
    „Nie chodzi mi o to, by każdy był mężem stanu, ale by był wrażliwy i chciał działać na rzecz innych ludzi. Też i tych, których w ogóle nie zna. To może mieć różne przejawy - od zbudowania domku dla ptaków, po wymalowanie swojej klatki schodowej farbami, które zostały po remoncie, przez prowadzenie bloga, którego nikt nie czyta, kończąc na działalności politycznej. Nie podoba mi się wizja świata, w którym każdy sobie rzepkę skrobie, a jedynym celem skrobania rzepki jest jej zjedzenie. Taki świat prowadzi, sądzę, do upadku demokracji i wolności, a może i do upadku człowieczeństwa jako takiego.”

    Zawsze w każdej większej grupie osób znajdą się społecznicy. Jednak to właśnie indywidualizm generuje rozwój. W naturze człowieka znajduje się egoizm i nie da się go wyeliminować. Oczywiście altruizm jest piękną rzeczą, jednakże można go oczekiwać tylko od siebie, nie od innych.
    Przyczepie się do podanych przez Pana przykładów (jako koncepcji). Od budowania domków dla ptaków i malowania klatki schodowej dla zasady są profesjonaliści. Malarz pomaluje klatkę, a dostane za to pieniądze wyda na domek dla ptaków. Stolarz budujący karmniki, za pieniądze ze sprzedaży opłaci malarza, który pomaluje mu klatkę schodową. Klatka będzie lepiej pomalowana niż gdyby każdy robił to sam, a domek dla ptaków będzie dobrze skonstruowany. Do tego każdy z zainteresowanych będzie miał więcej czasu (malowanie zajmuje mniej czasu malarzowi niż stolarzowi), który będzie mógł przeznaczyć na obejrzenie meczu i zjedzenie rzepki. Tak ja to widzę.
    Nie rozumiem jak taki świat może prowadzić do upadku wolności, skoro jest właśnie jego kwintesencją. Rób co chcesz nie szkodząc innym. Jeśli chcesz zmarnować życie siedząc przed telewizorem, twoja sprawa.

    ReplyDelete
  3. „Solidarność w tym kontekście na tym polega, nie owijając w bawełnę, że bogatsi płacą za biedniejszych. Ciężko tutaj się spierać, bo to po prostu różnica w hierarchiach wartości; tu możemy się co najwyżej trochę pokłócić. Ja uważam redystrybucję dóbr poprzez nieliniowy podatek czy pracę nad socjalem za rzecz wręcz konieczną. Proponuję, żebyśmy tu po prostu zgodzili się, że się nie zgadzamy.”

    Jak najbardziej zgadzam, że się nie zgadzamy.


    „Wychowanie seksualne czy krzyż na ścianach to dla mnie kwestie mało istotne. […] Warto skupić się nad tym, dlaczego tego coraz częściej - i w Polsce i na zachodzie - nie robią.”

    Zgadzam się i odpowiadam. Rodzice nie wychowują dzieci, bo za edukację i wychowanie dzieci w coraz większym stopniu odpowiada państwo. Ludzie są leniwi i jak widzą, że ktoś czegoś nauczył dzieci, to uważają , że są zwolnieni z obowiązku aby robić to także. Po co rozmawiać z dziećmi na tak niewygodny temat jakim jest seks, skoro maja w szkolę wychowanie seksualne? Takie są skutki dużej ingerencji państwa w życie obywateli.

    „Co do kwestii aborcyjnych, to pan widzi tępego młokosa co to się nie zabezpieczył, ja widzę zgwałconą kobietę lub ludzi, którym przytrafił się wypadek. Wypadki chodzą po ludziach i dobrze jest mieć możliwość wyjścia z takiej sytuacji.

    Nie sprowadzajmy potencjalnej liberalizacji prawa aborcyjnego do wizji państwa, w którym aborcja jest traktowana beznamiętnie. Są różne sposoby na obostrzenie dostępu do aborcji tak, by każdy się dwa razy zastanowił zanim po nią sięgnie. Gdyby istniała rzeczywista publiczna debata na ten temat, to pewnie już dawno byśmy takie koncepcje znali, różne pomysły by krążyły - ale debaty nie ma. Politycy boją się tematu jak ognia, a publicyści wolą piętnować siebie nawzajem za taki czy inny stosunek do sprawy.”

    Zgwałcona kobieta może dokonać aborcji. A ludzie którym zdarzył się wypadek? Są metody, które w blisko 100% zapobiegają ciąży.
    Co do wizji państwa, w którym aborcja traktowana jest beznamiętnie… W niektórych krajach właśnie tak zaczyna być. Ponadto zobojętnienie w kwestiach aborcji przy jej legalizacji jest naturalne. Nawet jak się obostrzy dostęp do aborcji to będzie grupa osób, które będą chciały aby zabieg aborcji wymagał tyle wysiłku i obowiązków co wstawienie nowej plomby do zęba i będą głośno się tego domagały.
    Politycy boją się dyskusji, ponieważ zawsze wygląda ona tak samo i jest to tylko strata czasu. A dlaczego? Bo nie pojawiają się w niej nowe argumenty, bo skąd? Jedna osoba powie, że ciało kobiety jej sprawa, że zarodek, że płód 6 tygodniowy to jeszcze nie dziecko, kto inny zada pytanie, gdzie w takim razie jest granica, czy tydzień w jedną czy drugą stronę ma znaczenie, że dzisiaj można uratować wcześniaka z 25 tygodnia ciąży, a na Litwie czy Łotwie jeszcze nie dawno, można było dokonać aborcji w szczególnych przypadkach do 28 tygodnia. Prawda jest taka, że politycy się boją brać odpowiedzialności za takie decyzję i wcale się im nie dziwię. Czy pozwolić na większą legalizację? A może zakazać całkowicie? Nie wiem i cieszę się, że to nie ja muszę decydować.

    ReplyDelete
  4. "Trochę zbyt jednostronne to spojrzenie. Mogę równie dobrze powiedzieć: prawicowość ogólnie dla mnie polega na braku odpowiedzialności za innych. Masz kupę kasy a sparaliżowany sąsiad głoduje? Niech się pieprzy i zdycha, niech jego żona haruje jak wół na niego i na siebie! Dzieciak z patologicznej rodziny ma problemy psychiczne? Co mnie to obchodzi, jak się nie będzie zachowywał to wsadzą go do pierdla i po krzyku! "

    No ale z tą prawicowością to trochę prawda, że o to w niej chodzi. Jest jednak pewne „ale”. Wierzę, że dzięki prawicowości tych osób, które potrzebują pomocy będzie mała część tego co teraz. A Ci co będą potrzebować pomocy ją otrzymają. Tylko, że nie od państwa, a od różnego rodzaju fundacji itp. Różnica będzie taka, że pomoc kierowana będzie do tych rzeczywiście potrzebujących, że dysponować ją będą „społecznicy”, którzy robią to co robią nie ze względów finansowych, a co za tym idzie naprawdę im zależy na poprawie życia innym. Brak państwa jako pośrednika spowoduje, że aparat biurokratyczny nie będzie przejadał 50% kwot przekazanych na pomoc. A skąd pieniądze? Stąd, że ludzie (prywatni i firmy) będą przekazywały pieniądze tym fundacją? Skąd wiem? Nie wiem, ale wierzę. Wierzę, bo wiem, że pomoc jest dla nich opłacalna. Bo to generuje popyt, za czym idzie podaż, rozwój firm itd. W tym przypadku to racjonalna chęć zysku, dążenie do pieniędzy dla pieniędzy spowoduje, że potrzebujący nie zostaną sami.

    „Nie tędy droga. Ludzie z różnych przyczyn znajdują się w złej sytuacji. Trzeba im pomóc, bo czasami sami sobie nie potrafią pomóc. Pewnie, że problemem jest nadużywanie cudzej szczodrości, ale to kwestia braku wychowania obywatelskiego i podejścia do państwa i socjalu jako dojnej krowy, dobra niczyjego - a to da się na pewno zmienić, tyle, że nikt jakoś nie próbuje. „

    A jak chce to Pan zmienić? Wydaje mi się, ze między nami jest taka różnica, że ja uważam, że ludzie posiadają pewne cechy, które są dla człowieka naturalne i niezmienne, Pan natomiast wierzy, że ludzie mogą się wszystkiego nauczyć i zmienić.

    ReplyDelete
  5. „Co do złych studiów, złej pracy - pan, zdaje się, sądzi, że człowiek podejmuje racjonalne decyzje. Ja sądzę, że człowiek podejmuje decyzje na podstawie tych danych, które są mu aktualnie dostępne, a prawda jest taka, że większość licealistów nie ma pojęcia jak wygląda rynek pracy, nie ma pojęcia co chce studiować a jednocześnie wpaja się im, że "tylko po studiach dostaną robotę i w ogóle studia to musisz". W dodatku dochodzą do tego jeszcze emocje, no i marzenia, chęci, ideały. Czasami też brak wyobraźni. Może są ludzie, którzy w wieku osiemnastu lat potrafią doskonale zaplanować swoje życie tak, by było nieustającym sukcesem. Są też tacy, którzy tego nie potrafią, powiedziałbym nawet, że stanowią większość. „
    Ja wychodzę jednak z założenia, że to ja jestem odpowiedzialny za swoje życie i wybory. A czyja to wina, że ludzie w liceum nie znają rynku pracy? Jest to wina ich samych! Przecież wystarczy oglądać wiadomości czy czytać gazety, aby wiedzieć co się dzieje. Ciągle się słyszy, że jakiś zawodów jest za dużo, innych za mało. Tylko trzeba chcieć słuchać! A w dzisiejszych czasach większość młodzieży nie słucha. Jeśli oglądają TV, to programy muzyczne, jeśli przeglądają Internet, to de motywatory, jeśli słuchają radia, to także stricte muzycznego. Jak najmniej gadania, bo przy tym trzeba myśleć. No więc czyja to wina? I dlaczego potem tacy ludzie oczekują od państwa, że da im pracę, mieszkanie, jedzenie?
    Kwestia marzeń to zupełnie co innego, jeśli ktoś ma wybór robić to co kocha albo zarabiać, a nie może tego robić jednocześnie, to musi zadecydować i ponosić konsekwencje swojej decyzji.
    Ja wybrałem niestety/na szczęście studia po których mam pracę. Nie robię jednak tego co bym chciał i praca nie sprawia mi przyjemności. Taki mój wybór i mogę mieć pretensje jedynie do siebie.

    „Jeżeli ktoś zbłądzi sądzę, że moralnym obowiązkiem jest podać mu rękę, a nie kopnąć w tyłek i powiedzieć "spieprzaj, sam jesteś sobie winny". Swoją drogą, jestem w tym bardzo chrześcijański, nie sądzi pan? […]”

    Nie może być tak, że ja mówię, aby to Pan podał rękę zbłąkanemu. To ja muszę to zrobić. To moim obowiązkiem jest podjęcie decyzji że to zrobię. Inni mogą mnie do tego namawiać, nie zmuszać. Może to być podejście trudne do rozgraniczenia i zrozumienia, bo efekt jest taki sam – pomoc słabszemu.
    Jest Pan w tym bardzo chrześcijański, tylko przyklasnąć.

    „Zresztą, tutaj też wątek autobiograficzny ma swoją rolę: otóż gdybym nie uzyskał pomocy od innych ludzi i państwowych instytucji kilka lat temu, to teraz zapewne nie odpowiadałbym na pański komentarz, a wesoło wypoczywał w zgoła mniej atrakcyjnej formie kilka metrów pod ziemią. Ciężko w moim położeniu nie być zwolennikiem solidarności.”

    Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo jest to prawdopodobnie dla Pana trudny temat, ale mam krótkie pytanie. Czy pomoc nastąpiła ze strony systemu państwowego, czy nie?

    ReplyDelete
  6. „Jeżeli chodzi o partię Palikota wychodzę z założenia, że wpływają w korzystny sposób na równowagę sił. Proszę zauważyć, że jeszcze jakiś czas temu tematy homoseksualizmu, transwestytów, feminizmu itd. w ogóle nie były poruszane w mainstreamie - a ci ludzie potrzebują swojej reprezentacji i potrzebują czuć, że ktoś nad nimi w polityce czuwa.”
    Ale po co? Po co tak zadeklarowana reprezentacja? Dla mnie nie chodzi o to, aby czy to w mediach czy we władzy byli przedstawiciele np. transwestytów, tylko o to, aby przez fakt że są transwestytami nie było powodem do gorszego traktowania. Tego typu reprezentacja środowiska nie jest do tego konieczna. Dodatkowo jestem zdania, że wszelkie działania lobby homoseksualnego, feministycznego itp. działa na ich niekorzyść. Większość gejów chce mieć spokój. Nie chce, żeby się o nich głośno mówiło. Chcą po prostu żyć jak inni. No i normalni homoseksualiści tak żyją. Ich orientacja seksualna pozostaje ich sprawą. Jak idę ulicą, nie mam napisane na czole, że jestem hetero lub homo, i nic nikomu do tego.

    „ W tym Środa i Biedroń spełniają swoje funkcje, a Leszczyński to po prostu człowiek niskich kompetencji intelektualnych i raczej nic ciekawego do powiedzenia nie ma.”
    Są to kolejni ludzie, którzy szkodzą swojej sprawie. Niestety nie wiem czy maja cokolwiek ciekawego do powiedzenia, ponieważ unikają spokojnych dyskusji i z każdym o innym zdaniu wchodzą w pyskówkę. Przytoczony przykład programu nie był wyjątkiem. W każdym jest niestety tak samo.

    „Jednocześnie liczę na to, że Palikot po czterech latach się spali, a jego miejsce zajmą inne ugrupowania czy inni posłowie. Innymi słowy: Palikot to klin, który wbił się w scenę polityczną. Po klinie, mam nadzieję, zostanie miejsce na ludzi w konstruktywny sposób reprezentujący swoje mniejszości i w odpowiedzialny sposób (czytaj - powolny i wyważony) liberalizujący obyczajowo kraj. Partia Palikota jest tak skonstruowana, że nie wierzę, by na dłuższą metę mogła być bytem politycznie korzystnym dla kraju.”
    Tu się zgadzamy całkowicie. Jestem z jednej strony przerażony tym, że taki ktoś jak Palikot i jego ludzie weszli do sejmu i nie wiem jak ktoś mógł na nich głosować, a z drugiej strony bardzo się cieszę, że ktoś tak niedoceniany osiągnął taki wynik. Też liczę, że będzie tym klinem. Liczę, że już niedługo będzie w Polsce prawdziwa lewica i prawdziwa prawica, które nie tylko głoszą jakieś programy (co też na dzisiejsze czasy byłoby dużym osiągnięciem), ale ma też jaja aby je realizować.

    „Kończę pisać z niesmakiem, bo to wszystko strasznie ubogie - ale trudno. I tak wyszedł tasiemiec.”
    To proszę sobie wyobrazić jak ja muszę się czuć z moim warsztatem, a raczej jego brakiem.

    ReplyDelete
  7. monocause brawo!
    Z największą przyjemności podpisuję się pod powyższym manifestem. Sama nigdy nie zdobyłam się na wyartykułowanie w tak syntetycznej formie własnego światopoglądu i jestem w pewien sposób wdzięczna za wykonanie tej pracy również w moim imieniu, gdyż to co zawarto powyżej w stu procentach pokrywa się z moim własnym postrzeganiem rzeczywistości i szeroko rozumianego świata polityki.
    Ale nie to skłoniło mnie do napisania komentarza.
    Bardzo mi się podoba zmiana jaka nastąpiła w komentującym w odniesieniu do rozsądku i stoickiego spokoju, a także szacunku dla rozmówcy, którym wykazał się autor bloga. Jeszcze raz brawo.
    Ogromnie żałuję, że to nie zawsze działa w dyskusjach odbywających się na forum publicznym, warto jednak pamiętać, że można i że można inaczej.

    ReplyDelete
  8. Wybacz Tomaszu, nie czytałem całości, ale zdążyłem zauważyć sprawę obok której nie mogę przejść obojętnie. Solidarność nie polega na tym, że bogatsi płacą za biedniejszych - to trąci strasznym feudalizmem. Solidarność polega na tym, że wszyscy obywatele składają się do jednej skarbonki na konkretny cel by móc później w uzasadnionych wypadkach z niej korzystać. Edukacja, służba zdrowia itp. przysługują wszystkim uczestnikom tego systemu. Kwestia różnicy wkładu w zależności od dochodu to wybór ideologiczny i nie ma to nic wspólnego z solidarnością - podatek liniowy jest tak samo solidarny jak progresywny. A jak komuś się nie chce pracować to od państwa na pomoc liczyć nie powinien. W praktyce to nie takie oczywiste z dwóch co najmniej powodów - dziur w systemie i jednostek, które zdobyły wysoki poziom "sprawności przedsiębiorczej". Pozdrawiam.

    ReplyDelete
  9. Przepraszam za milczenie - za wszystkie komentarze bardzo dziękuję i wkrótce odpowiem.

    ReplyDelete